Kapitan Andreas Brecher wyszedł z baraku pełniącego funkcję kasyna bardzo późno. W głowie szumiało mu mocno od wypitego alkoholu, jednak zimne mazurskie powietrze ocuciło go nieco, igiełki mrozu zaczęły delikatnie kłuć jego twarz. Przekraczając drzwi zostawił za sobą gwar rozmów i dźwięki muzyki, zanurzył się w zupełnie inny świat.