Powiat olecki leżący w malowniczy Mazurach Garbatych jest przesiąknięty historią i bogatą tradycją ustnych opowieści. Te dawne legendy, pieczołowicie zbierane przez badaczy takich jak Töppen, Grenz, Wichdorff i Sembrzycki stanowią cenne dziedzictwo kulturowe, rzucając światło na wierzenia i tradycje mieszkańców pogranicza. Przeplatają się w nich echa zamierzchłych czasów, heroicznych czynów i tragicznych wydarzeń, które kształtowały lokalny krajobraz i ludzkie losy.
NotebookLM
Widok z samolotu na olecki rynek (1910 r.). Koloryzacja przez ChatGPT.
O polowaniu w puszczy oleckiej
Jan Karol Sembrzycki w swej pracy z 1886 roku „O legendach mazurskich legendach” przytacza mazurskie podanie: "Dawno, dawno temu książę Albrecht (Albrechta von Hohenzollern-Ansbach), brał udział w polowaniu w tutejszych niezmierzonych lasach. Puścił się w pogoń za okazałym jeleniem, ten jednak zranił łowcę. Osamotniony w puszczy książę znalazł pomoc i schronienie w chacie pustelnika. Na pamiątkę szczęśliwego ocalenia władca zdecydował się założyć miasto, a w kościele zawisł kunsztowny żyrandol w kształcie głowy jelenia – szesnastaka (poroże z ośmioma odnogami na każdej z tyk), zwany także w tradycji XVII-XVIII wieku meluzyną. Miejsce książęcego schronienia w pustelniczej chacie jeszcze w XIX wieku miała wskazywać stara czereśnia". W kościele w Margrabowej jeszcze w końcu XVIII wieku wisiał wspaniały świecznik przedstawiający głowę jelenia, ale ile miał on wspólnego z legendą, nie wiadomo.
Widok z samolotu na olecki rynek (1930 r.). Koloryzacja przez ChatGPT.
O nazwie miasta
Zgodnie z przekazem Kaspara Hennenbergera (1529–1600) z 1595 roku, a także innych historiografów, założenie Margrabowej (Olecka) miało się wiązać z pobytem w puszczy oleckiej króla polskiego Zygmunta Augusta i jego lennika, a jednocześnie wuja – księcia Albrechta. Na pamiątkę spotkania władcy postanowili założyć po obu stronach granicy dwa miasta. To po stronie litewskiej nazwane zostało od imienia króla Augustowem, drugie zaś, po stronie pruskiej nazwane zostało od magrabiowskiego tytułu Albrechta z dodanym polskim sufiksem – Margrabowa. Informacja ta, choć nie znajduje potwierdzenia źródłowego, przynajmniej w części dotyczącej spotkania władców, wydaje się być prawdopodobna.
Buddeus J, Allgemeines historisches Lexicon, in welchem das Leben und die Thaten derer Patriarchen, Propheten, Apostel, ... endlich die Beschreibungen derer Kayserthümer, Königreiche, ... vorgestellet werden, Tom 3. Thomas Fritschens sel. Erben, 1731.
Nazwa Margrabowa (w języku niemieckim Marggrabowa lub Marggrafenstadt) jest typową nazwą pamiątkową, utrwalającą pamięć fundatora miasta – margrabiego Albrechta von Hohenzollern-Ansbach. Ludność polska używała zarówno nazwy Margrabowa i Olecko (od nazwy zamku Oletzko).
Położenia miasta Marggrabowa oraz bud myśliwskich Oletzko. Caspar Henneberger's Grosse Landtafel von Preussen: In 9 Blättern (1. Ausg. vom Jahre 1576) ; von neuem in d. Größe d. Originals hrsg durch d. königl. physik.-ökonom. Ges. zu Königsberg i. Pr. im Jahre 1863.
O założeniu trzech miejscowości
Starzy ludzie opowiadali także o innym wydarzeniu, które dało początek Olecku. Miasto założono na cześć władcy Księstwa Pruskiego, który wraz ze swoimi królewskimi kuzynami polował w tutejszej puszczy. Po stronie pruskiej lokowano potem Olecko, zwane wówczas Margrabową (Marggrabowa) – od tytułu margrabiego, należnego Albrechtowi von Hohenzollernowi, natomiast po stronie litewskiej założono dwa miasta: Augustów – od jednego z imion króla Zygmunta Augusta oraz Filipów – od imienia księcia Filipa Jagiellona. Dla legendy nie miało znaczenia, że ostatni z wymienionych władców w ogóle nie istniał! Lokalne społeczności szukały swoich początków w wielkich i wiekopomnych zdarzeniach, nawet takich, które nigdy nie miały miejsca. Tymczasem zakładanie wsi i miast było owocem trudu jak najbardziej realnych kolonizatorów, którzy wznosili swoje gospodarstwa i uprawiali pola wydzierane prastarej puszczy.
O królewskim wsparciu dla Albertiny
W czasie spotkania władców w puszczy oleckiej prowadzono poważne rozmowy. Albrechtowi zależało na szybkiej fundacji uniwersyteckiej w Królewcu. Każdy uniwersytet w ówczesnej Europie musiał otrzymać zatwierdzenie w postaci listu fundacyjnego od cesarza lub papieża, aby zyskać prawo nadawania swym studentom stopni naukowych. Takiego zatwierdzenia nie mogła otrzymać od katolickich autorytetów powstała w 1544 roku uczelnia protestancka. Z pomocą lennikowi Korony przyszedł król Zygmunt August. 28 marca 1560 roku wystawił w Wilnie Uniwersytetowi Królewieckiemu (Albertyna lub Albertina (niem. Albertus-Universität Königsberg) takie same przywileje, jakimi w Rzeczypospolitej cieszyła się Akademia Krakowska (pełne uprawnienia uniwersyteckie i tym samym możliwość nadawania stopni naukowych uznawanych w całym świecie chrześcijańskim). Zbieżność dat lokacji miasta Olecka – 1 stycznia 1560 roku i wystawienia dokumentu dla Uniwersytetu Królewieckiego przez Zygmunta Augusta w Wilnie 28 marca 1560 roku może potwierdzać tezę o niedawnym spotkaniu władców.
Pomnik księcia Albrechta, założyciela Uniwersytet Albertyna (niem. Albertus-Universität Königsberg) w Królewcu.
O oleckim rynku
Wielką dumą dawnej Margrabowej, ale i współczesnego Olecka jest usytuowany w centrum miasta olbrzymi rynek. Jego powierzchnię przywilej lokacyjny określił na 12 mórg (około 6,72 ha). Rynek uważany jest za największych w Europie. Rozbieżności co do jego wielkości istniały już w XVI wieku. Na przykład historiograf Kaspar Hennenberger określił jego powierzchnię na 8,5 morgi (4,76 ha). Henneberger przytoczył też legendę, według której ówczesny starosta straduński Lorenz von Halle założył się o większą sumę, że jeżeli stanie na jednym końcu rynku na czele 400 jeźdźców, to nie będzie widoczny z jego drugiego krańca. Legenda nie była daleka od prawdy, rynek jest bowiem nietypowy, z dużym wzniesieniem, spoza którego rzeczywiście nie byłoby widać dużej grupy jeźdźców.
Fragment z dzieła Hennenberger a. Caspar Hennenberger, "Erclerung der Preussischen grössern Landtaffel", 1595 r.
W kwietniu 2015 r. na zlecenie Urzędu Miejskiego w Olecku geodeta wykonał nowe pomiary rynku. Skrajne punkty określono w miejscach, gdzie znajdują się rogi ulic wychodzących z rynku. Rozmiary boków rynku przedstawiały się następująco: 225 x 232 x 340 x 254 metrów. Po przeliczeniu powierzchnia wynosi: 6,4288 ha.
Tajemnica Jeziora Oleckie Wielkie
W dawnych czasach nad jeziorem Oleckie Wielkie żyły dwie zwaśnione rodziny, jedna mieszkała w zamku w Marggrabowej, druga w domku po przeciwnej stronie jeziora. W zamku żyła piękna i bogata panna, natomiast w domku - przystojny, młody kawaler. Młodzi ludzie zakochali się w sobie, lecz ich rodzice nie zgadzali się na ślub. Zrozpaczeni młodzi kochankowie zaplanowali odebrać sobie życie. Pewnego zimowego dnia kawaler z dworku wziął od swojego ojca konie oraz sanie i wraz ze swoją wybranką postanowili razem zginąć w odmętach jeziora. Panna zabrała z domu złotą biżuterię, którą spakowała do kuferka. Kochankowie wjechali saniami na taflę jeziora. W miejscu, w którym przepływała przez jezioro rzeka, lód załamał się a sanie wraz z kochankami i końmi utonęły w lodowatej wodzie. W następstwie tej tragedii zwaśnione rodziny, przy trumnach swych dzieci, pogodziły się. Podobno jednak od tamtego tragicznego dnia na jeziorze zaczął się ukazywać kuferek ze złotem. Niektórzy śmiałkowie chcieli go wyłowić, ale każdy, kto się do niego zbliżył, zaraz tonął. Od tamtej pory, jak twierdzą starzy ludzie, młodzi kochankowie, co roku wciągają do swego podwodnego orszaku ślubnego jedną osobę. Dowodem na to, że tak się dzieje, jest fakt, że jeszcze nie było takiego roku, aby w Jeziorze Oleckim ktoś nie utonął. Legendę spisała Hannelore Muraczewska
Zamek olecki
Na początku XIX stulecia, w spalonym zamku oleckim, miały znajdować się w jednym pomieszczeniu na ścianie, nie dające się usunąć ślady krwi, które miały pochodzić z mordu bratobójczego.
Od zamku, w miejscu, gdzie wypływa z jeziora rzeka Lega, miało znajdować się podziemne przejście prowadzące na drugi brzeg; również podobne przejście miało prowadzić z zamku do starego wikariatu (dzisiejsza ulica Jeziorna po prawej stronie za kamiennym mostem) i stamtąd aż pod kościół. Biegnąca wzdłuż drogi zapadlina, od ogrodów do stodoły Denzer (czyli północno-zachodnia strona zamku, od strony rzeki i jeziora) jest określana również jako zawalone podziemne przejście. Istnieją także opowieści o takich podziemnych przejściach przebiegających pod jeziorem w zamku ełckim.
Zamek olecki. Rysunek autora wykonany na podstawie opisów z literatury. 2025 r.
Tunel pod jeziorem
Wśród miejscowej ludności krążyły pogłoski o istnieniu w dawnych czasach tajemnego podziemnego przejścia prowadzącego od oleckiego zamku pod Jeziorem Oleckie Wielkie i wychodzącego w leżącym za jeziorem lesie, w miejscu, gdzie znajdował się domek myśliwski. 2 stycznia 1910 roku do Towarzystwa Historycznego „Prussia” w Królewcu zwrócił się urzędnik z Marggrabowej Papendick, który przypomniał krążące przekazy na temat podziemnego tunelu i sugerował, że może jakieś jego szczątkowe elementy np. wejście i wyjście jeszcze się zachowały. Papendick zapytywał, czy nie należałoby przeprowadzić badań w wybrzuszeniu terenu i wyrażał przypuszczenie, że nie spowodowałoby to wielkich kosztów. Zaproponował też, żeby zacząć najpierw od zebrania informacji od starszych osób żyjących w mieście.
Już trzy dni później skierowane zostało do Towarzystwa Historycznego „Prussia” kolejne pismo w tej sprawie. Otóż prawdopodobnie jakiś wyższy urzędnik, do którego przesłano najpierw pismo Papendicka, wyjaśnił, że przy informacjach odnośnie podziemnych korytarzy należy zawsze kierować się rozsądkiem i zachować duży krytycyzm, gdyż nie ma dawnego zamku, kościoła czy klasztoru, o którym lud nie opowiadałby podań o podziemnych przejściach. W większości przypadków informacje te okazywały się jednak nieprawdziwe. W przypadku miejscowego zamku należy wątpić, aby przejście takie znajdowało się pod jeziorem i prowadziło przez szeroką równinę. Ostatecznie w liście podkreślono, że należałoby jednak zbadać te przekazy w ramach rozsądnych granic finansowych. Na koniec padła propozycja, aby najpierw Papendick zebrał dokładne informacje od najstarszych mieszkańców miasta, a następnie należałoby wykonać wykopy lub zbadać teren poprzez sondowanie. Nie wydaje się jednak, żeby sprawa ta zainteresowała Towarzystwo Historyczne w Królewcu lub miejscowe władze, bowiem rok później 11 czerwca 1911 roku do Towarzystwa Historycznego wpłynęło pismo, w którym nadawca prosił o odpowiedź na list z 5 stycznia 1910 roku i zapytywał, czy sprawa zbadania podziemnego przejścia w Marggrabowej znalazła jakąś kontynuację. Był to niestety ostatni zachowany list w tej ciekawej sprawie.
Zamek olecki. Rysunek autora wykonany na podstawie opisów z literatury. 2025 r.
Staw powstały przy karczowaniu
Na gruntach Fundacji Gräfendorf, poniżej zamku, znajduje się mały staw oddzielony od Jeziora Oleckiego Wielkiego zaledwie na szerokość kilku kroków. Niegdyś w tym miejscu rósł las. Po wycięciu lasu, wykopaniu korzeni, z jednej, z powstałych przez to dziur, wytrysnęła woda z taką siłą, że utworzyła ten staw. Dzisiaj w tym miejscu znajduje się scena miejskiego „Amfiteatru Podzamcze”.
Widok na amfiteatr "Podzamcze" i dalej Jezioro Oleckie Wielkie.
Panna wodna z oleckiego jeziora
W Jeziorze Oleckie Wielkie była panna wodna, mająca do pasa postać kobiety, a od pasa — postać ryby, którą widziano wyskakującą trzykrotnie z toni jeziora. Za każdym razem, wyskakując ponad lustro wody, syrena trzykrotnie klaskała w dłonie i głośno wołała. Według tej legendy, dla każdego, kto ją ujrzy, ma to oznaczać szczęście na całe życie.
Pomost klubu żeglarskiego ze statkiem flagowym właściciela Albrechta Czygana „Haohe”. Stan z około 1935 r. Treuburg. Ein Grenzkreis in Ostpreußen Red. Klaus Krech. Kommisions-Verlag G. Rautenberg, 1990. S. 141.
Skarby na dnie jeziora
Według pewnych źródeł na dnie Jeziora Oleckie Wielkie ma spoczywać pancerna kasa, lecz żaden nurek, jak do tej pory, nie wpadł na jej trop. Zachowała się fotografia przedstawiająca oficerów rosyjskich przy samolocie, który lądował w Olecku w czasie I wojny światowej. Może ta historia dotyczy pieniędzy X Armii rosyjskiej (jej sztab znajdował sie na ulicy Zamkowej), która w 1915 r. w pospiechu wycofała się z Olecka.
Podobnie wygląda sprawa niemieckiego samolotu z czasów II wojny światowej, który wylądował na zamarzniętej powierzchni jeziora. Niemiecki transportowiec z cennym ładunkiem na pokładzie miał zatonąć w 1944 roku. Co ciekawe, są przypuszczenia, że owym sekretnym ładunkiem mogła być legendarna Bursztynowa Komnata. Wprawdzie historia o wraku zakrawa na kolejną miejską legendę, jednak nie przeszkadza to śmiałkom nadal eksplorować tutejszych odmętów. W końcu, nigdy nie wiadomo, co rzeczywiście kryją wody głębokiego na 45 metrów jeziora.
Zachowała się fotografia przedstawiająca oficerów rosyjskich przy samolocie, który lądował w Olecku. w czasie I wojny światowej. Może ta historia dotyczy wydarzeń z 1915 r. w czasie wycofywania się X Armii rosyjskiej z Prus Wschodnich?
Oficerowie rosyjscy przy samolocie. 24 listopada 1914 r. Margrabowa. W: http://asirotkin.ru/of_perv_mir.html
Legenda związana z oleckim kościołem
Dawno temu w starym kościele w Margrabowej znajdowało się od strony ratusza zamurowane później wejście, które prowadziło do podziemi budynku. Chowano tam zmarłych z zamożnych domów, dostojnych mieszkańców miasta i powiatu. Wcześniej, jak to było w zwyczaju, wystawiano zwłoki tych ludzi w kościele i żyjący w tym czasie grabarz zauważył na palcu zmarłej kobiety bardzo wartościowy pierścień. Postanowił go zdobyć. Wkrótce potem zakradł się do miejsca jej pochówku i usiłował zdjąć z palca kobiety cenną zdobycz. Ponieważ to mu się nie udawało, próbował ściągnąć pierścień zębami i podczas tych zabiegów ugryzł ją w palec. Kobieta, jak się okazało, pogrążona była jedynie w głębokim letargu i podniosła się z trumny, a przestraszony grabarz uciekł w popłochu. “Nieboszczka” udała się do domu i żyła jeszcze wiele lat.
Widok na olecki rynek i wzgórze kościelne.
Tajemnica pagórka koło Kukowa
Od 1933 roku dyrektorem szkoły w Kukowie był Kerrutt. W 1943 roku opowiedział uczniom legendę o Krystynce mieszkającej w pagórku przy drodze - „Die Sage vom Christinchenberg”. Po wielu latach tekst tej legendy opisał dawny mieszkaniec Kukowa Horst Scharkowski i opublikował w 2019 roku w Treuburger Heimatbrief.
Wiele lat temu muzyk wracał do domu z festiwalu w pobliskim mieście. Po drodze na krótko przed jego wsią Kukowo, po prawej stronie drogi znajduje się zalesione wzgórze, które nagle się otworzyło. Pojawiła się młoda kobieta, przedstawiając się jako Christine. Poprosiła muzyka, żeby wszedł i zagrał coś dla niej. Zaskoczony tą prośbą zgodził się i poszedł za kobietą. Weszli do dużego pokoju, w którym muzyk zaczął grać na skrzypcach. W międzyczasie kobieta zamiotła pokój wielką miotłą i to co zamiotła wsypała do worka i zawiązała go. Wręczyła worek muzykowi, mówiąc, że to nagroda za grę, ale że nie powinien otwierać worka, dopóki nie będzie w domu. Christine towarzyszyła mu do wyjścia. Po wyjściu z pokoju góra zamknęła się za nim. Kiedy znowu znalazł się na drodze, ze złością otworzył worek, wytrząsnął z niego śmieci i poszedł do domu. Żona przyjęła go późno w nocy i zapytała, gdzie przebywał tak długo. Opowiedział jej o swojej przygodzie z otwierającą się górą i młodą kobietą Christine. Żona z niedowierzaniem zareagowała na tę historię. Aby udowodnić, że mówi prawdę, przyniósł jej pusty worek. Nastąpiło wielkie zdumienie, ponieważ zdarzył się cud. Worek lśnił złotem, pozostałe na worku ślady kurzu zamieniły się w szczere złoto. Następnego ranka, oboje pośpiesznie pobiegli do miejsca, w którym muzyk opróżnił worek, ale nic nie można było znaleźć, wiatr zdmuchnął wszystko. Wrócili do domu rozczarowani. Pagórek Christine pozostał do dziś i jego legendarna historia.
Widok na pagórek Krystynki (Christinchenberg) z południa.
Eichhornweg dzisiaj „Wiewiórcza Ścieżka”
W czasie I wojny światowej od 16 listopada 1914 r. do 11 lutego 1915 r. w dawnym budynku starostwa oleckiego (obecnie szkoła średnia) mieścił się sztab 10. Armii rosyjskiej. Po wycofaniu się Rosjan z Prus Wschodnich, 6 marca 1915 r. do Olecka została przeniesiona kwatera główna 10. Armii niemieckiej. W kwaterze w Olecku przebywał dowódca tej armii generał Hermann von Eichhorn. Wiosną 1916 r. był tu także generał Paul von Hindenburg z szefem sztabu Ludendorfem oraz Friedrich August III von Sachsen. Kwatera była w Olecku do 8 sierpnia 1915 r.
10 kwietnia 1918 roku burmistrz Olecka Georg Maeckelburg zwrócił się z pismem do generała Eichhorna aby on zgodził się na nadanie honorowego obywatelstwa oraz nadanie nazwy promenadzie i mostowi nazw „Eichhornweg” i „Eichhornbrücke”. Generał odpowiedział, że wyraża zgodę, szczerze dziękuje oraz te wyróżnienia pragnie przyjąć osobiście. Nazwy nadano bez obecności generała, gdyż zginął on 30 lipca 1918 r. w Kijowie, zamordowany przez zamachowca.
Widok z "Wiewiórczej Ścieżki" na Jezioro Oleckie Wielkie i miasto Olecko.
O zaklętej królewnie z Dybowa
Zamczysko leży w powiecie oleckim między Grodziskiem a Długiem jeziorem. Tam zamieszkiwał jakiści rycerz, nazwisko nieznane, można go nazwać Bolko. I miał ten tako piekno córe. I potem od jego rycerzy zakochał się jeden w nio, i to na razie było tajemnico tych młodych. Później, jak się ojciec ich dowiedział, nie chciał tego tam dopuścić i wzioł tego tamuj rycerza i wypędził go, a ten później ze zemsty udał się do jakejsi czarownicy, no i dał jo zakląć, tak że zamek i to wszystko się zapadło i wszystko zgineło. I ta zaklęta panna co cwartek po wjeczerzy się pokazywała, nie kazdemu, ale niejdeni jo widzieli; chtóry i jaki jo tlo wjidział. I prosziła zawsze, zeby jo ktoś przez jeziorko na plecach przeniós, a kazdy bojał się. A potem jeden jednak chłopak taki się odważył i wzioł jo na plecy i sed kawałek. A tedy za nim zaczeło lecieć i żnije i smoki i rózne drapiezne zwirzęta i go scypali, i drapali z tyłu, zawse tak za nim. A ón ni niał się obejrzeć, ani nic. A ón ze strachu obejrzał się. A ona spadła we wode, w jezioro, i do dziś dzień tak co pora roku się pokaze na jeziorze, jeździ wodo i płace. Aleć ja jej jesce nigdy nie widziała.
Legendę zapisali w połowie XX stulecia badacze pracowni dialektologicznej PAN. Została opowiedziana przez Panią Maleskowską ze wsi Jurki w powiecie oleckim, zachowując charakterystyczne cechy językowe osoby opowiadającej.
Widok na grodzisko w Dybowie z północy.
Ten legendarny motyw tajemniczego Grodziska nie opodal Dybowa posiadał zapewne długoletnią tradycję, gdyż stał się także tematem jednego z wierszy ludowego poety z Małych Zawad, Jana Luśtycha, zatytułowanego “Zamczysko” z 1866 roku.
Jego treścią są pojawiające się na górze zamkowej “panny” (rusałki) oczekujące wybawienia od chłopca, który jednak nie dotrzymuje obietnic i niweczy wszystkie ich nadzieje.
Zamczysko
Niedaleko od Dybowa, Przykra góra jest zamkowa, Zamczyskiem ją nazywają, I bajeczkę powiadają.
Na zamczysku panny były, Cóż one tam porobiły?
Mówią: nie są wniebowzięte, Owszem, na ziemi przeklęte.
Niedaleko od zamczyska, Jakieś cudne widowiska, Niegdyś się pokazywały, Niejednego przestraszały.
Przy zamczysku, tamój w lesie, Kiedy chłopak jeden w lecie, Konie pasł, z zamczyska wyszły, Panny i do niego przyszły.
One jego zagadały, I od niego pożądały, By od nich wierzchem odjechał.
Bez żelaza wóz być musi, Biały konik go poruszy.
Chłopak na czarnym odjechał, Na białym do nich przyjechał.
Jak już pojazd zobaczyły, Do chłopaka przemówiły:
Ty, chłopczysko, nas wybawisz, W zamczysku nas nie zostawisz.
Przeklęta góra zamkowa, Ty nas zawiedź do Dybowa!
W Dybowie z nami nie zginiesz, Gdy pierwszy komin ominiesz.
Dostaniesz od nas pieniędzy, Nie będziesz już siedział w nędzy, Gdy się nie obejrzysz w drodze, A nas nie zostawisz w trwodze. Jeśli się oglądać będziesz, Od nas złota nie nabędziesz!
Panny na wóz powsiadały, Wcale się nie oglądały. Odjechały od zamczyska.
Jakież tam były straszyska! Tam ściękano i brząkano, I za nimi się puszczano.
Chłopak począł się oglądać, I wszystkiemu się przyglądać. Przy czym strach dostał niemały.
Nazad panny iść musiały. Mówią o nich, że widują, I nieraz się pokazują, Chłopakowi niejednemu, Konie w nocy pasącemu. Niech chłopacy się uznają, A w straszydła nie wierzają! Kto jest światłem obdarzony, Ten nie wierzy w zabobony.
Legenda o Szeskiej Górze
W dawnych czasach na Szeskiej Górze, zwanej także Zamkową Górą stał ogromny zamek cały ze złota. Mieszkał w nim czarnoksiężnik Bazyl, który miał przecudnej urody córkę Jarkę. Gdy rozniosła się wieść, że Jarka osiągnęła pełnoletność, zaczęli zjeżdżać się rycerze ubiegający się o jej rękę...
- Córko, musisz wybrać któregoś z konkurentów! - zadecydował czarnoksiężnik Bazyl.
- Ależ ojcze, ja nie mogę! Nie kocham żadnego z nich i na pewno nie pokocham! - sprzeciwiała się zrozpaczona Jarka.
Marne były starania rycerzy, gdyż Jarka miała już wybranka swego serca. Był nim prosty i biedny pastuszek Antek, który miał złote i dobre serce. Jarka z Antkiem bardzo się kochali, jednak wiedzieli, że ojciec dziewczyny nie pozwoli im być razem.
- Och, mój luby! Co nas teraz czeka? Nie mam pomysłu, jak przekonać ojca, by nie sprzeciwiał się naszej miłości.
- Kochana moja! Mam pewien pomysł, ale nie wiem, czy ty na niego przystaniesz. - zaczął tajemniczo Antek.
- Co masz na myśli? - spytała Jarka.
- Najukochańsza, ucieknijmy daleko stąd, gdzie nie sięga władza twojego ojca! - zaproponował młodzieniec.
- Tak, to znakomity pomysł!!! Ucieknijmy gdzieś daleko stąd i żyjmy długo i szczęśliwie - wypowiedziała rozmarzonym głosem Jarka.
Czarnoksiężnik Bazyl był bardzo przebiegły i zauważył, że córka umyślnie odrzuca wszystkich konkurentów. Musiał poznać tego przyczynę.
- A to ci dopiero, córka niewdzięcznica!!! Ja im pokażę, że nie należy drwić z czarnoksiężnika. Córko, za bunt i próbę ucieczki zamknę ciebie w najwyższej wieży naszego zamku, a tego pastucha za karę zamienię w wiecznie zielone drzewo. Będzie jako cis rósł u podnóża Szeskiej Góry i nie zbliży się do mojej córki - złorzeczył Bazyl.
Jak powiedział, tak też uczynił. Przebiegły Bazyl udaremnił zakochanym próbę ucieczki. Cis rósł u podnóża Szeskiej Góry, przez lata smagany gwałtownym wiatrem. Nawet na krok nie mógł zbliżyć się do Jarki, która płakała rzewnymi łzami przez tydzień, miesiąc, rok i jeszcze dłużej. Dziewczyna nie wyraziła zgody na poślubienie żadnego spośród ubiegających się o jej rękę młodzieńców, za co spotkała ją dotkliwa kara. Ojciec przeklął ją i zamienił w rzekę. Ponadto sprawił, że rzeka nie mogła swymi wodami dosięgnąć rosnącego u podnóża Szeskiej Góry cisu.
Okrutnego i bezdusznego Bazyla za jego uczynek spotkała dotkliwa kara. Jarka swoimi wodami podmyła skały, w wyniku czego zamek na Szeskiej Górze zapadł się głęboko pod ziemię. Legenda głosi, że gdy wody Jarki dostaną się do korzeni cisu, wówczas czar pryśnie. Zakochani odzyskają ludzkie postacie, zaś zamek wyłoni się spod ziemi.
Po czarnoksiężniku Bazylu wszelki słuch zaginął. Jarka do dziś płynie przez Kowale Oleckie w poszukiwaniu ukochanego Antka, który wciąż na nią czeka. Matka Natura sprawiła, że pojawiło się jeszcze kilkaset takich samych cisów, które rosną do dziś, tworząc zabytek przyrody zwany Cisowym Jarem.
Na podstawie opowieści Tomasza i Mateusza Skorupskich.
Legendy spod Szeskiej Góry. Publikacja powstała w ramach projektu Publicznego Gimnazjum w Kowalach Oleckich w 2016 r.
Droga prowadząca na wierzchołek Szeskiej Góry.
Inna legenda wskazuje, że Szeska Góra (Seskerberg) jako miejsce ukrycia cennego złotego skarbu. Stara kobieta opowiedziała o kamiennej studni znajdującej się w pobliżu głębokiej jaskini na górze, gdzie miał być ukryty skarb. Opowiadała, że podczas zbierania jagód, z innymi kobietami na wrzosowisku po północnej stronie Szeskiej Góry natknęła się na trzech czarnoskórych mężczyzn, którzy w miejscu oczu mieli białe plamy. Mężczyźni wyglądali przerażająco; nieśli długie kije, zabierali jagody, a następnie szturchali kobiety kijami w piersi. Kobiety uciekły w pośpiechu i nigdy już nie wróciły na upiorne wrzosowisko, aby zbierać jagody
Walka Borowego z potępieńcem
Onegdaj pewien podróżny przyszedł do Borowego i poprosił go, by ten wskazał mu drogę przez Cisowy Jar. Aby go zachęcić, wędrowiec przyrzekł, że hojnie wynagrodzi mu tę fatygę. Borowy, jako że był człowiekiem dobrego serca, zgodził się pomóc podróżnemu. Jednak na wszelki wypadek wziął ze sobą kij osikowy i psy łańcuchowe. Gdy zbliżali się do strugi, psy nagle zaskowyczały i poszły w gęstwinę. Podróżny, który okazał się być Potępieńcem, zatrzymał się i bez żadnej przyczyny wyzwał Borowego do walki.
- Pojdę z tobą w zapasy - rzekł Borowy - ale pod warunkiem, że będziesz używał siły ziemskiej a nie piekielnej.
- Dobrze, ale ty porzuć swój kij osikowy - odrzekł Potępieniec.
- Tego nie zrobię! - zaprotestował Borowy.
- A to dlaczego?
- Bo ty jesteś przewrotny. Wetknę go sobie za pas, a walczyć będę z tobą rękoma - wycedził przez zęby Borowy.
I zaczęli ze sobą walczyć, przepychać się i tarmosić. Pojedynek trwał długo i na szczęście skończył się zwycięstwem Borowego, który pokonanego Potępieńca rzucił w odmęty wodne z krzykiem:
- Zgiń, przepadnij w otchłani wodnej duszo potępiona!
Duża w tym zasługa drewna osikowego, które według powszechnych wierzeń służyło do unieszkodliwiania istot nieprzychylnych człowiekowi. Wystarczyło wbić kolec w ciało umarłego, którego duch niepokoił żyjących, by ustrzec się od złego. Do takich istot można zaliczyć wąpierze, strzygi i strzygonie. Miały one wrogie usposobienie i należało się ich bać.
Legendy spod Szeskiej Góry. Publikacja powstała w ramach projektu Publicznego Gimnazjum w Kowalach Oleckich w 2016 r.
Widok z wierzchołka Szeskiej Góry na południe.
O Diabelskiej Górze w Puszczy Boreckiej
W Puszczy Boreckiej pewną górę nazwano Diabelską. Na niej miał niegdyś mieszkać gospodarz, który żył ubogo i nie miał pieniędzy. Zabudowania jego były tak nędzne, że się zapadały. Nikt nie chciał mu pomóc, on zaś nie miał własnych środków na remont budynków. Postanowił wezwać diabła o północy i prosić go o pomoc. Diabeł stawił się na wezwanie z jedną nogą ludzką a drugą końską i za pomoc swoją zażądał od niego duszy.
Gospodarz zgodził się oddać diabłu nawet swoją duszę, jeżeli się ten podejmie napełnić mu za to jego miarkę złotem. Gdyby jednak diabeł nie napełnił miarki, wtedy gospodarz nie będzie musiał oddawać mu swojej duszy.
Kiedy umowa stanęła, gospodarz, uradowany, że wydobędzie się z nędzy, podstawił miarkę bez dna nad wielkim dołem od kartofli. Diabeł nic o tym nie wiedząc, sypał i sypał pieniądze do miarki, ale nie mógł jej napełnić.
Tak oszukawszy diabła, gospodarz dzięki swojej przebiegłości zyskał dużo pieniędzy, wyszedł z nędzy i ocalił swoją duszę.
Na tej górze, którą potem odkupił król, mieszka leśniczy, a obok jego zabudowań leży duży kamień, na którym na pamiątkę umieszczono wizerunek diabła. Dlatego to miejsce nazywane jest Diabelską Górą.
Töppen, M. Wierzenia mazurskie z dodatkiem, zawierającym klechdy i baśnie Mazurów. Druk Józefa Jeżyńskiego Warszawa 1894., s. 141, s. 142.
Głaz Diabelski w Puszczy Boreckiej. Hesß svon Wichdorff H., K., Masuren: Skizzen und Bilder von Land und Leuten. Berlin 1915.
W 1971 r. Rudolf Grenz i w 2000 r. Ryszard Demby przedstawili przykłady kilku legend pochodzących z różnych źródeł.
Nazwa wzgórza w Olszewie (Olschöwen), „Swinta gura”, wyraźnie nawiązuje do czasów pogańskich: oznacza „świętą górę”. Można przypuszczać, że było to miejsce kultu Jaćwingów. Nazwa miejscowości Świętajno (Schwentainen), z jeziorem o tej samej nazwie, również pochodzącym od słowa „święty” także świadczy o tym samym pochodzeniu nazwy. Nawiasem mówiąc, jezioro Świętajno pochłaniało ofiary niemal każdego roku.
Były i inne miejsca na terenie powiatu, które stanowiły siedlisko złych mocy. Diabeł pokazywał się i straszył przy drodze z Zatyk do Małego Olecka. Niektóre z tych podań — być może — odnoszą się jeszcze do czasów wczesnochrześcijańskich na tym terenie, w których żywa była, rzeczywista lub wysnuta z fantazji, tradycja związana z kultem pogańskim. Właśnie w okolicy Zatyk, w tzw. Lesie Nory (Nordenthal), znajdowało się bagno o niesamowitej nazwie “Höllenbruch” (piekielne bagno). Tam ukazywał się diabeł i straszył przechodniów.
Fritz Michalzik, który mieszkał w Zatykach opowiadał historię o Joswigu.
Joswig był stary, pomarszczony, miał cienki, ale przenikliwy głos. Był ciekawym człowiekiem, który robił najróżniejsze żarty. Zmarł około 1909 roku.
Pewnego dnia późnym popołudniem Joswig, poszedł do lasu za majątkiem Nory, po materiał na kosze i miotły. Po długich poszukiwaniach odpowiednich gałęzi został zaskoczony ciemnością. Stracił orientację i błąkał się po lesie, aż usłyszał ludzkie głosy. Podkradł się blisko głosów, żeby wszystko słyszeć, pozostał jednak ukryty i podsłuchiwał rozmowę. To było tuż przy miejscu nazywanym „Höllenbruch”.
Było tam dwóch drwali z Zatyk, którzy pracowali w Małym Olecku. W tym dniu otrzymali pensję i wracali do domu. Usiedli pod drzewem w świetle księżyca, aby wzmocnić się pożywną słoniną (Speck) i butelką wódki (Sznaps).
Niezrozumiałe jest dlaczego wybrali to upiorne miejsce na odpoczynek, gdyż często o tym „piekle” opowiadano wiele historii o duchach i diabłach. Ale pewnie nabrali więcej odwagi i chcieli udowodnić, że diabła się nie boją.
Zaczęli obliczać i dzielić swoje zarobki, w wyniku czego doszło między nimi do różnicy zdań, która ostatecznie przerodziła się w ostrą kłótnię. Jedn z nich wykrzyknął do drugiego w skrajnym podekscytowaniu: „Jeśli nie mam racji to diabeł mnie prosto poprowadzi”.
Wtedy z pobliskich krzaków dobiegł cienki, przeszywający głos Joswiga: „Długo na ciebie czekałem, ale teraz wreszcie cię mam!” Oboje w największym szoku zapomnieli o kłótni, zostawili wszystko za sobą i pobiegli tak szybko, jak tylko mogły ich nogi nieść w stronę wsi, aby ocalić swoje życie przed diabłem.
Tymczasem stary Joswig spokojnie wyszedł ze swojej kryjówki, znalazł chleb, słoninę i wódkę. Uważał, że w ten sposób został sowicie wynagrodzony za długą wędrówkę po lesie.
Na podstawie: Treuburger Heimatbrief nr 23, 1992, s.59.
Według "Ortsnamen der Provinz Preuesen von F. Hoppe. W: Altpreussische Monatsschrift" Vierzehnter Band. Königsberg 1877", "Höllenbruch" w języku ludowym oznaczało piekielne bagno, piekielną ziemię, piekielną dziurę lub piekło.
Piekielne bagno (Höllenbruch) w lesie koło Nor (Nordenthal).
Rzadkim przykładem oddziaływania legendy na rzeczywistość realną jest sprawa nazwy wsi Dąbrowskie, nazywanej też Milewskie — od nazwiska jej założyciela, pierwszego burmistrza Olecka. Podanie ludowe głosiło, że w tej miejscowości pochowany został w dawnych czasach król (König). Kiedy w 1938 roku administracja niemiecka zmieniała stare nazwy mazurskie na niemieckie, odwołano się do tej legendy, nadając Dąbrowskim nazwę Königsruh. Prawdopodobnie legenda związana jest z położonym w pobliżu grodziskiem jaćwieskim.
Widok na grodzisko Dąbrowskie ze wschodu w okresie międzywojennym, (fot. C. Engel). Grodziska Warmii i Mazur 1. Stan wiedzy i perspektywy badawcze pod redakcją Zbigniewa Kobylińskiego. Prace Instytutu Archeologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. ARCHAEOLOGICA HEREDITAS. Warszawa 2016.
Kamienna figura z Jelitek (Gelitten), odkryta około 1840 roku i zabezpieczona przez właściciela ziemskiego J. Busdinga, dała początek innej legendzie. Podczas najazdu tatarskiego (1656/57) poprzedni właściciel Jelitek miał być straszliwie maltretowany za odmowę wydania ukrytych pieniędzy, które zakopał wraz z kamieniem. Legenda przetrwała tak długo ze względu na pieniądze, których jednak do tej pory nie odnaleziono.
Kamienny posąg (Baba) z Jelitek. Sokołowska J. Wczesnohistoryczne posągi kamienne odkryte na ziemiach Polski. Światowit 12, 113-151. 1924-1928. S. 142.
Legenda głosi, że na pagórku w pobliżu Budek (Buttken) w gminie Kowale Oleckie zakopany jest skarb z czasów starożytnuch. Pewien mieszkaniec, który zmarł w 1931 roku, wielokrotnie tam kopał, ale ostatecznie zmarł z powodu tego pomysłu. Usłyszawszy o tej legendzie, archeolog z Królewca dr Carl Engel zbadał to miejsce i stwierdził, że jest to nieznane wcześniej starożytne grodzisko.
Szczególnie dramatyczne i głęboko poruszające są legendy związane z najazdem tatarskim w 1656 roku. To katastrofalne wydarzenie, będące częścią wojny szwedzko-polskiej (1656–1660), odcisnęło trwałe piętno na powiecie oleckim. Christian Grigat szczegółowo opisał ten tragiczny okres oraz jego wpływ na region i jego mieszkańców. Ludność doświadczyła niewyobrażalnego strachu i całkowitej utraty majątku. Mieszkańcy chronili się w lasach, budując „leśne mieszkania” (Waldwohnungen), a region stał się „bezludny” (unbesiedelt). Wielu zostało schwytanych przez Tatarów i sprzedanych w niewolę.
Czambuły tatarskie zaznaczyły swój pochód pochód pożarami i zgliszczami. Głównym motywem ich samowoli była chęć zdobycia jeńców i łupów wojennych. Mieszkańcy Olecka próbowali się bronić, podczas gdy wsie były całkowicie bezbronne.
W celu obrony swojej posiadłości w Doliwach Sebastian Dietrich von Lehndorff sprowadził żołnierzy elektorskich, którzy mieli ochraniać jego rezydencję. Hrabia w czasie wojny szwedzko-polskiej służył jako kornet w pułku kirasjerów pułkownika Hansa George'a Freiherra von Streina.
Na wiadomość o zbliżaniu się Tatarów żołnierze pozostawili rodzinę hrabiego na pastwę losu, uciekając w popłochu. Matka hrabiego Rosina von Lehndorf, jej synowa Marianna z domu von Schlichting z dziećmi, dostały się do niewoli. Matka nie wytrzymała trudów dalekiej wyprawy i została zabita przez Tatarów.
Marianne von Lehndorff pół roku czekała na okup w Kijowie, ale została następnie sprzedana na targu niewolników w Konstantynopolu. Kupił ją jako niewolnicę Żyd Aron, handlarz szkłem. Sebastian Dietrich nie był w stanie zebrać dwustu guldenów, których żądał Aron za okup, gdyż jego majątki zostały splądrowane przez Tatarów, a on nie miał gotówki.
Marianna von Lehndorf zmarła tam w poniewierce z wycieńczenia, nie doczekawszy się okupu. To samo stało się z dziećmi, których miejsce pobytu pozostało nieznane. Tragiczne losy nieszczęśliwej hrabiny Marianny von Lehndorff spod Olecka znane są z jej listów pisanych do ojca 10 sierpnia 1658 r. z prośbami o wykupienie z niewoli oraz do męża i elektora Fryderyka Wilhelma 7 maja 1669 r.
Fragment listu Marianny von Lehndorff do Fryderyka Wilhelma, elektora brandenburskiego z 7 maja 1659 r. Berlin-Brandenburgischen Akademie der Wissenschaften. Berlin 2019. URL: https://lebenswelten-digital.bbaw.de/dokumente/detail.xql?id=lehndorff_n4y_g4f_s3b
Legendy z powiatu oleckiego są niczym barwne nici wplecione w tkaninę historii i krajobrazu Mazur. Od mitycznych syren i ukrytych skarbów, po świadectwa ludzkiej tragedii w obliczu najazdów – każda z tych opowieści wzbogaca kulturowe dziedzictwo tego historycznego regionu, pozwalając współczesnym pokoleniom na podróż w głąb minionych wieków.
Jakie historie tworzymy dziś? Może nie przy kominku, ale w internecie. Jakie współczesne legendy opisują nasz świat? Jakie narracje o sobie i naszych czasach zostawimy?
Literatura:
- Demby R., Olecko Czasy, ludzie, zdarzenia. Urząd Miejski w Olecku. 2000.
- Dzieje Olecka 1560-2010, red. S. Achremczyk, Olecko 2010
- Dzieje oleckiego zamku. Zamek i jego legendy. Wydano w ramach Programu Współpracy Transgranicznej Polska-Rosja 2014-2020 zrealizowano projekt: „15 sekund historii oczami młodzieży. Zamki, koszary i legendy” Olecko 2022.
- Grigat Ch., Die Geschichte des Kreises Treuburg, 1938.
- Hesß von Wichdorff H., K., Masuren: Skizzen und Bilder von Land und Leuten. Berlin 1915.
- Legendy spod Szeskiej Góry. Publikacja powstała w ramach projektu Publicznego Gimnazjum w Kowalach Oleckich w 2016 r.
- Olecko. Z dziejów miasta i powiatu, pod red. A. Wakara, Olsztyn 1974.
- Pohl E,. Die Volkssagen Ostpreussens, Königsberg 1943. S 215.
- Scharkowski H., Die Sage vom Christinchenberg. W: Treuburger Heimatbrief, Nr. 77. Kreisgemeinschaft Treuburg e.V. 2019. S. 19.
- Sembrzycki J., Ueber masurische Sagen, w: Altpreussische Monatsschrift, Oktober-Dezember, Bd. 23. Ferd. Beyer`s Buchhandlung, Königsberg, 1886.
- Scharkowski H., Die Sage vom Christinchenberg. W: Treuburger Heimatbrief, Nr. 77. Kreisgemeinschaft Treuburg e.V. 2019. S. 19.
- Töppen, M. Wierzenia mazurskie z dodatkiem, zawierającym klechdy i baśnie Mazurów. Druk Józefa Jeżyńskiego Warszawa 1894. S. 141, s. 142.
- Treuburg. Ein Grenzkreis in Ostpreußen Red. Klaus Krech. Kommisions-Verlag G. Rautenberg, 1990.
Józef Kunicki
2025