Duch Olecka

14.11.2005

Chociaż nie wierzę w duchy to uważam, że istnieje coś takiego, co można nazwać duchem szkoły, instytucji, czy rzadziej miasta. Jest to zbiór zasad, sposób postępowania zwyczajów (często niepisanych), które obowiązują w danej zbiorowości. Jeśli to są dobre zasady, możemy mówić o dobrym duchu tej zbiorowości.

To tak jak w rodzinie. Jeśli pradziadek był porządnym człowiekiem, to jego potomkom nie wypada być innymi.
Uważam, że istnieje dobry duch Olecka. Jest to pewien kult bezinteresownej pracy dla dobra lokalnej społeczności, kult rozumu potwierdzonego wykształceniem, kult dobrej roboty, kultury i tolerancji.
Takie były moje spostrzeżenia w 1954 roku, gdy mając 15 lat przeniosłem się z Suwałk do Olecka. Tu było mniej chamstwa na ulicach, bójek młodzieży i kradzieży niż w Suwałkach. Mniej arogancji i zbrodni władzy, nawet w okresie stalinowskim.
Tuż po wojnie, przenosząc się z Suwałk, Oleckie Liceum kończyła obca klasowo nowej władzy młodzież. W Suwałkach dyrektorem liceum był m. innymi były kapo z Oświęcimia, wtedy czołowy działać PZPR obnoszący się po mieście z dziełami Stalina w ręku.
W Olecku zdawały maturę moje siostry cioteczne: Irena i Gabriela Kamińska - córki „kułaka" (32 ha ziemi) z Bocianowa koło Suwałk i bratanice wujków: Ludwika (porucznik - szef wywiadu suwalskiej brygady AK) i Mieczysława (żołnierz AK ścięty przez hitlerowców na gilotynie w Królewcu).
Tutaj kształcił się mój stryjeczny brat Ryszard Majewski, syn Jana - kawalera Orderu Virtuli Military za wojnę polsko-bolszewicką w 1920 roku, zamordowanego przez hitlerowców w Berznikach koło Sejn za walkę w szeregach AK.
Nic dziwnego, że w 1954 roku droga mego ojca Antoniego Majewskiego, żołnierza armii gen. Klenberga a później AK, znalazła kres w Olecku. Przy ulicy Słowackiego 1 mieszkały tam już moje ciotki, wtedy nauczycielki Szkoły Podstawowej nr 1: Wanda Szuszkiewicz i Maria Bu-blej. W tym samym domu bliźniaczym przy ulicy Słowackiego 3 mieszkał z rodziną mój stryj Franciszek Majewski, pracujący w handlu: najpierw w PSS a później jako kierownik WPHS w Olecku.
W latach 1954-57 uczęszczałem do oleckiego liceum (bardzo wysoki poziom nauczania) zdając maturę w 1957 roku. 
Od 1956 roku grałem w koszykówkę w drużynie A klasy „Czarni" Olecko. W latach 1957-59 pracowałem jako inwentaryzator w PSS Olecko. W 1959 roku podjąłem studia na kierunku fizyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Przejście ojca na rentę spowodowało, że przeniosłem się na kierunek fizyki Studium Nauczycielskiego w Toruniu, które ukończyłem w 1961 roku podejmując pracę w Szkole Podstawowej nr 7 w Toruniu.
W tym czasie grałem także w koszykówkę w drużynie A klasowej AZS Toruń. W 1962 roku przeniosłem się do Myśliborza - wtedy województwo szczecińskie, obecnie zachodniopomorskie, gdzie pracowałem najpierw w Szkołach Podstawowych a po „zrobieniu" magisterium z fizyki w WSP w Zielonej Górze w Liceum Ogólnokształcącym w Myśliborzu - do emerytury, na której pozostaję od 1991 roku.
W 1990 roku byłem współzałożycielem istniejącego do dziś dwutygodnika „Myśliborskie Wieści" - Nasz rodowód „Solidarność", w którym pisałem do 2000 roku.

 



Fotografie M.Nowicki, Z. Bereśniewicz

Zobacz stare zdjęcia Olecka

Pisałem także o Olecku, publikując fotografię tego pięknego, nie tylko dla mnie, miasteczka które w latach 70-tych, będąc podobnie jak Myślibórz siedzibą powiatu, miało prawie identyczną liczbę ludności. Obecnie Olecko to prawie 18 tysięczne centrum powiatowe z własną wyższą uczelnią, a Myślibórz to umierające („Miasteczka umierają powoli" - Newsweek Polska nr 8 z dnia 27II 2005r., str. 24) miasteczko, którego ciągle ubywająca ludność to niewiele ponad 10 tys. osób.
W Myśliborzu nie brakuje mądrych ludzi ale zabrakło mechanizmów umożliwiających objęcie przez nich władzy. Tu zawsze rządziły wywodzące się z lokalnych baterii w najlepszym razie nieroby, doprowadzając to 740 letnie miasteczko (dawna stolica Marchii Brandenburskiej, leżąca 120 km od Berlina i 50 km od granicy z Niemcami na drodze do 5 przejść granicznych na pięknym Pojezierzu Myśliborskim o większym zagęszczeniu jezior niż na Mazurach), do agonii między innymi dlatego, że nie zbudowano w nim żadnej infrastruktury turystycznej. Zabrakło tu choćby mądrości przewodniczącego MRN w Olecku Wojciecha Pawlaka, który nie ukrywał, że ukończył kilka klas szkoły podstawowej, ale zatrudniał w mieście ludzi - najczęściej pochodzących z Olecka - będących absolwentami wyższych uczelni. Ludzie ci trafnie losy miasta związali z rozwojem turystyki.
Nic dziwnego, że zawsze czułem się Olecczaninem, chociaż urodziłem się na Suwalszczyżnie, a w Olecku mieszkałem tylko pięć lat. Bywałem tu jednak corocznie w czasie wakacji do roku 2001, gdyż do tego czasu mieszkała tu moja mama.
Nie udało mi się przeszczepić ducha Olecka na myśliborski grunt. Łudzę się jeszcze, że jakieś ziarno, zasiane między innymi moją pisaniną w „Myśliborskich Wieściach", wreszcie wzejdzie, przerywając trwające nadal perelowskie układy władzy w tym miasteczku, umożliwiając jego reanimację a później rozwój. Tych problemów nie ma Olecko. Jestem dumny, że czuję się Olecczaninem z wyboru. Nie jest to zdawkowy komplement.
Fizyk sądzi z doświadczenia - twierdzi przysłowie. Sądzę, że w moim przypadku prawda ta znajdzie potwierdzenie w oleckiej rzeczywistości.
Na bramie starego cmentarza Zakopiańskiego widnieją słowa: „Ojczyzna to ziemia i groby. Naród, który traci pamięć, traci swoją tożsamość". Dotyczy to również lokalnych społeczności. Dopóki istnieje „Tygodnik Olecki" i dopóki pisze w nim między innymi Franciszek Pietrołaj, jestem spokojny zarówno o przyszłość Olecka, jak i o pamięć o grobie lgnąca. 

Marek Majewski

„Tygodnik Olecki" nr 45 (411)

Ostatnia aktualizacja: 15 listopada 2005 w@m

Drukuj Wydrukuj tę stronę