Jesienią to wszystko tak jakoś gorzej

12.10.2004

Ze wszystkim gorzej. Smutek taki okrutny wsącza się w serce Gienia, że aż strach!
Przyszedł Gienio w pozycji pt. zbity pies i z wyrzutem zapytał: Dlaczego akurat jesienią?! Dlaczego akurat ja?!

Otóż, Gieniu, nie tylko ty, ale ogół społeczeństwa jesienną chandrę przechodzi. A dlaczego jesienią? Wystarczy rozejrzeć się wokół! Złota polska odeszła w zapomnienie, coś w boskim planie nie zagrało i nie złoci się już w październiku na naszej ziemi ojczystej. Ziąb parszywy, wiatr okropny przenika przez sześć warstw odzieży wierzchniej i spodniej. Nosy bordowe, uszy sine, palce zgrabiałe, oczy zamglone oraz łzami zaszłe. I jak tu się cieszyć z życia? Ano nie da się. Powie kto: nie jest tak źle! Owszem, nie jest, do czasu. Do czasu – do poczucia zimna, braku słońca, do czarno-ołowianych chmur nad głową, mżawki paskudnej i lepkiej, do drzew nagich upiornych, do dni krótkich, poranków ciemnych przed pracą, budzika wiercącego dziurę w mózgu w środku nocy, który to środek okazuje się 6 rano, więc czego tak ciemno?! Oto jesień. Zimą choć mróz konkretny, choć śnieg i lód – wiadomo, co jest grane. A jesień? Paskudztwo. Obrzydlistwo. Nie lubię, nie lubię!

 

Spacer nad jeziorem
Jesienny spacer nad jezioro

 

 

 

A z takiego nielubienia to blisko do chandry, do depresyjki jesienno – egzystencjalnej, bo zaraz okazuje się, że pół świata głoduje, że próby atomowe, że terroryzm, że gdzie ta demokracja, a właściwie, to dlaczego z poborów wyżyć się nie da, no i gdzie jest ta (ten), którą kocham, dlaczego tak daleko, dlaczego pociągów coraz mniej, skoro ludzie jeżdżą, a bilety to już droższe nie mogą być!, a brud na tych dworcach, a te miasta to też jakieś nie wysprzątane, a ludzie to dziś nieuprzejmi, każdy biegiem, w swoją stronę, pogadać z kim nie ma, i łzy ciągle gdzieś w gardle się czają, a tu popłakać nie można, bo zaraz: a ty czego? toż jeść masz co, toż gdzie mieszkać też, że co za różnica, z kim żyjesz i tak wszystko się kiedyś kończy, miłość też, a jakże, a po płaczu to oczy jak dziurki w śniegu wyszczane, nos puchnie, że do ludzi nie pójść, i siedź w tym domu, a w telewizji to chłam ciągle, kto w ogóle tam rządzi w tej telewizji, ja się pytam, że co oglądać nie ma, a nawet jak ktoś przyjdzie to zaraz: mężczyźni nie płaczą, czego ty, Gieniu, chcesz, toż życie takie, niesprawiedliwe, zawsze tak było i będzie, ty ciesz się, że w sklepie masz wszystko, że powiedzieć ci wolno i modlić się, i śpiewać co chcesz, i co wtedy takiemu powiedzieć? Życie mnie boli? Popatrzy, pomyśli, westchnie, ramionami wzruszy i pójdzie szczęśliwy, że nie taki durny jak ten Gienio...
Niestety, Gieniu, jesienią boli najmocniej to życie. Nie ma gdzie nadziei zaczepić. Nie ma gdzie serca na chwilę zawiesić. Nie ma oczu, na których oczy oprzeć. A najgorsze to to, że jest tak wściekle zimno!

Kalina

Ostatnia aktualizacja: 24 października 2004 w@m

Drukuj Wydrukuj tę stronę