Nie mam keine buty

11.03.2004

 Swastyki na pomniku, szkła po zniczach i opróżnionych butelkach, przeróżne inne śmieci jeszcze pokryte śniegiem, no i ten facet spod płotu, gdzie swoje potrzeby jakże sprytnie załatwia – ten obraz cmentarza, to wszystko co się za nim kryje, nie pozwala mi zaznać spokoju, gdyż tu już nie o samą dewastację i chamstwo chodzi.

Niestety, tak już jest, że ludzie, którzy w krytycznym momencie stają przed wyborami, w tym narodowości, raczej ich tak naprawdę nie mają. Tak było podczas trwania wojny, jak i po jej zakończeniu, i na nic ich uczucia czy chociażby zasługi dla kraju wypędzającego, regionu czy też miasta. Powód: zemsta i strach, później przechodzące w wielopokoleniową nienawiść. Niezaprzeczalnie trwałe jest to uczucie, gdyż dziś nawet słyszę, iż tę nienawiść także można i trzeba zrozumieć – ba, od lat jest mi narodowo wpajana i pielęgnowana ta argumentacja! Staram się więc i już nawet mogę zrozumieć jej podstawy, ludzkie zaślepienie i szereg uprzedzeń, lecz nijak nie potrafię doszukać się w tym wszystkim jakiegokolwiek sensu! Świat nie jest przecież tylko czarny i biały, nie mają też sensu różne przejawy bezmyślności ni utarte schematy ksenofobicznych zachowań. Niepokoi mnie fakt, iż zbyt wielu z nas nie ma szacunku dla tych ludzi, samych sobie gdzieś przez historię pozostawionych, tak jak i tych wypędzonych – tych, którzy tu kiedyś byli, a niczemu winni musieli opuścić wszystko, w tym także i groby bliskich. Niepokoi mnie, gdyż my wszyscy, kiedyś, gdzieś zostaniemy przecież także pochowani.

 

Nie należy zamykać się i myśleć w kategorii stereotypów, ni powielać ich bezmyślnie. Ponoć to jest możliwe! To i moja nadzieja lecz nie moje słowa. Wypowiedziała je Helga Hirsch, niemiecka publicystka, podczas swojej wizyty w Polsce. Kontrowersyjna dla wielu z nas postać porusza w swojej książce zatytułowanej “Nie mam keine buty, o ludziach miedzy Odrą i Wisłą” znane i bliskie Polsce kwestie, sprawy wciąż nie zakończone i bolące. Jest to książka o ludziach zmuszonych do określenia granic własnej przynależności, o tych, których losów nie da się zrozumieć w kategoriach utartych schematów tożsamości narodowej – o Polakach, Niemcach, Żydach – o nas – o tym, że czasami naprawdę warto pozbyć się emocjonalnego bagażu i spojrzeć logicznie na otaczający nas świat. Ludzie i tak w końcu dzielą się przecież tylko na dobrych i złych.
Książkę Helgi Hirsch polecam (tak na początek) panu spod płotu i wielu mu podobnym, a także wszelkim wyrostkom tak łatwo szastającym symbolami oraz wszystkim tym, którzy nie chcieliby zamykać w ramach stereotypów pamiętając, że oni także skądś na te tereny przybyli. Powinna ona przypomnieć tym, którzy są pionierami w tworzeniu naszej nowej (regionalnej) świadomości historycznej, o postawionych sobie celach, by nie tracili czasu na niepotrzebne kłótnie. Warto przecież dalej starać się, byśmy wszyscy wokół byli lepsi i mądrzejsi, bardziej cywilizowani. Nikt przecież nie chciałby, aby z jego grobem działo się to, co zrobiono z grobami na cmentarzu niemieckim. Wychowajmy się nawzajem – jeśli nie dla naszego wizerunku w oczach świata, to egoistycznie dla samych siebie, by nam w przyszłości historia nie odpłaciła pięknym za nadobne!

Ewa
“Tygodnik Olecki” nr 9(323) z dnia 3.03.2004 r.

 

 

 

 

 

Ostatnia aktualizacja: 12 marca 2004 w@m

Drukuj Wydrukuj tę stronę