• www.olecko.info

  • www.olecko.info

  • www.olecko.info

  • www.olecko.info

  • www.olecko.info

www.olecko.info

Olecko - historia, geografia, mapy, artykuły, dokumenty ...

User Rating:  / 5
PoorBest 



Odebranie ojczyzny – wspomnienia

Heinrich Meyer napisał w wielkiej biografii Goethego: „Jemu wydawałoby się niemożliwe, że miliony ludzi mogą zostać wypędzone z ojczyzny".
Około stu lat po śmierci wielkiego niemieckiego poety i myśliciela Stalin i Churchill zaprezentowali skrajnie odmiennej poglądy w kwestii wypędzenia milionów.
Nie było powrotuMinęło już sześćdziesiąt lat od wydarzeń opisanych w tej książce.
Minęło również ćwierć wieku od mojej wizyty w rodzinnej wiosce na Mazurach, dokąd - pierwszy raz po ucieczce - pojechałem w 1980 roku.
Jakże była zniszczona, ba, niemalże zrujnowana!
Musiałem z wielu powodów starać się o zachowanie spokoju. Przede wszystkim, czy mogłem tak naprawdę komuś opowiedzieć, że się tutaj urodziłem, że przez trzy lata chodziłem do szkoły, że w tej pięknej kiedyś wiosce byłem dziesięcioletnim niemieckim dzieckiem, mieszkającym wśród samych Niemców?
Że musiałem przejechać setki kilometrów przez Polskę, niemal do granicy z Rosją, aby dotrzeć do sielankowej miejscowości nad małym jeziorem, która jest bezsprzecznie moją ojczyzną? Co złego działo się w tym fatalnym wieku dwudziestym, że z powodu komunizmu/ stalinizmu oraz faszyzmu/nazizmu nazywa się go epoką totalitaryzmu? Co działo się w sercu Europy, zanim doszło do klęski po okresie podporządkowania dyktaturze?
Jak wiele cierpień przyniósł ludziom i ile milionów straciło życie w tym okresie?
Fakt odebrania nam - Niemcom ze Wschodu - ojczyzny naszych przodków nie może przez nikogo, kto rozpatruje sprawę ponadczasowo i dla kogo mają znaczenie prawa człowieka, być nazwany inaczej niż niesprawiedliwością.
Tak! Peter Gotz, jeden z czołowych polityków Republiki Federalnej Niemiec, napisał wprost: „Wypędzenie było przestępstwem".

Nie było powrotuTematem tej książki jest bolesne wypędzenie z ojczyzny. Niektórzy opuścili ją, uciekając (wydarzenia we wsiach i w miastach uzasadniały konieczność ucieczki), inni zostali z niej wyrzuceni po okresie cierpień, poniżania i ograbiania. Nie „w sposób humanitarny i zorganizowany", jak głosiła konferencja poczdamska, lecz jak zwyczajny motłoch.
To książka pełna skarg, zawierająca poparte dowodami wspomnienia o upadku Wschodnich Niemiec.
To nie jest książka polityczna. Jako wydawca proszę o szacunek dla ludzi, którym los nie szczędził cierpień i straszliwych przeżyć, a innych pozbawił życia. Niechaj nie niepokoją ich kłótnie i spory.
W książce ponadto podkreśla się, że dla osób poszkodowanych wybiła wówczas godzina pożegnania z ojczyzną. Wypędzenia były skutkiem realizacji postanowień konferencji poczdamskiej w sprawie „przesiedleń" oraz odebrania Niemcom terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Niezależnie, czy doszło do tego na drodze ucieczki, wypędzenia, czy deportacji na tereny Rosji osób zdolnych do pracy.
W jednym z tomów encyklopedii Brockhaus pod hasłem „Wygnani" czytamy:
„Obywatele Niemiec lub osoby narodowości niemieckiej poza granicami Rzeszy przed 1937, którzy utracili swoje miejsce zamieszkania na byłych wschodnich terenach Niemiec wskutek ucieczki lub wygnania w związku z przegraniem II wojny światowej".
Z powodu ucieczki lub wygnania. Należy brać pod uwagę obydwa przypadki.

Nie było powrotuZanim doszło do faktycznego wygnania, wielu Niemców doświadczyło na Wschodzie aktów bezprawia i gwałtu.
„Nie sposób przedstawić cierpień narodu niemieckiego na terenach wschodnich podczas wkraczania oddziałów sowieckich oraz w czasie ucieczki ludności" - napisał historyk Erdmann w podręczniku Geb-hardta Historia Niemiec. Istotnie, trudno jest opisać owo męczeństwo, zarówno w ujęciu ogólnym, jak i podając jednostkowe przykłady.
Najbardziej przekonywający jest głos tych, którzy opowiadają o własnych przeżyciach oraz obserwacjach. Właśnie dlatego szczególną wartość posiadają, zawarte w tej książce, relacje naocznych świadków.
Ci, którym udało się w porę wyjechać i przeżyć trudy ucieczki, należeli do szczęśliwców. Ofiarami stali się ci, którym ciężko było opuścić ojczyznę bądź zostali zaskoczeni przez czerwonoarmistów na zatłoczonych, zamarzniętych drogach. Na temat tych zbrodni napisano wiele relacji, które zgodne są w wielu punktach. Zatem żaden rozumny i uczciwy człowiek nie może ich kwestionować.
Czy zemsta dotknęła Niemców ponoszących jakąś winę? Nie. Spotkała każdego, a przede wszystkim bezbronne kobiety, dzieci i starców.
Nie było powrotuNie miało znaczenia, że twierdzenie o kolektywnej winie całego narodu jest niehumanitarne i że odpowiedzialność ponosili poszczególni zbrodniarze. W oczach zwycięzcy każdy Niemiec był winny.
Kto zawinił w mojej uciekającej rodzinie: trzydziestoletnia matka z położonego na uboczu gospodarstwa, jej pięcioro dzieci, spośród których żadne, oprócz mnie, nie miało nawet dziesięciu lat? (najmłodsze zmarło z powodu uciążliwości drogi).
Nie wolno zapominać o samowoli czerwonoarmistów. Historyk Thamer mówi o „tysiąckrotnym morderstwie". Przede wszystkim o gwałceniu młodych kobiet, staruszek i dziewczynek. Nie ma prawie żadnej relacji z tego okresu, która nie wspominałaby o tym. Było to najbardziej nikczemne, co zwycięzca może zrobić bezbronnym.
Na niniejszą książkę składają się sprawozdania znanych osób, których życiorysy są wolne od czynów zbrodniczych.
Ralph Giordano napisał, iż to, co spotkało Wschodnie Niemcy ze strony Armii Czerwonej po przerwaniu niemieckiej linii frontu, „stanowiło najokrutniejszy rozdział w historii wszystkich wojen, było największym masowym gwałtem wszech czasów".
Wprawdzie oficjalne stanowisko ZSRR odrzuciło pierwsze mocne oskarżenia, zasłaniając się argumentem, iż czerwonoarmiści nie walczyli z ludnością cywilną lecz nawet same relacje Rosjan (m.in. znanego Kopelewa) świadczą o czymś zupełnie innym. Również Stalin wypowiedział się w tej sprawie o wiele swobodniej, niż głosiło stanowisko rządu. W rozmowie z Milovanem Djilasem nie zanegował gwałtów, lecz zbagatelizował je, nazywając „uciechą żołnierską".
Nie można wyraźniej tego ująć: los Niemców ze Wschodu po 1945 roku był najbardziej wstrząsającą kartą w niemieckiej historii. Golo Mann napisał: „Publiczna moralność osiągnęła dno".
W relacjach osób, które to przeżyły, zawarte są opisy tak nieludzkiego okrucieństwa, że w przeszłości niewiele było wydarzeń, które mogłyby się z tym równać. Podobne opisy można znaleźć u Grimmel-shausena i dotyczą wojny trzydziestoletniej.
Nie bez racji owe miesiące na Wschodzie w 1945 roku nazywano okresem, w którym gardzono nawet litością.
Pragnąłbym, aby relacje zawarte w niniejszej książce poświęcone były pamięci tych, którzy nie wyszli z życiem z tego piekła. Historyk Walter Jegutzki wspomina o grzebaniu ciał ofiar. Nie ma krzyży w miejscach, gdzie zostali pochowani ludzie, którzy zapłacili największą cenę za przegraną wojnę. Często nawet nie doczekali się pochówku, a ich ciała gniły na poboczach dróg lub torów kolejowych.
Nie było powrotuByli też tacy, którzy nie mogli znieść upokorzeń i sami odbierali sobie życie.
Nie rejestrowano ani nie liczono ofiar. Historia ich życia kończyła się bez miłosierdzia, nie poświęcano im najmniejszej uwagi. Członkowie rodzin nigdy nie dowiedzieli się o ich losie i nie mogli odwiedzić grobów.
Najnowsze, jednotomowe wydanie encyklopedii Brockhaus (2005) podaje liczby: „Pod koniec wojny na wschodnich terenach Niemiec zamieszkiwało około 16 milionów Niemców. Do 1950 roku wypędzono 12,5 miliona. Około 2 milionów poniosło śmierć".
Czy zatem słuszny jest pogląd niektórych rodaków, że niestosowne jest uczczenie pamięci ofiar choćby przez postawienie pomnika?
Jeżeli jakiegokolwiek Polaka lub Rosjanina oburzy fakt, iż relacje przedstawiają jego pobratymców w bardzo złym świetle, to zamiast ewentualnego ataku na autorów powinien odnaleźć i osądzić sprawców we własnym narodzie.
Tak jak my, Niemcy, staraliśmy się i nadal staramy znaleźć i osądzić przestępców u nas.
Jednakże to przede wszystkim Niemcy piastujący wówczas kierownicze stanowiska w partii ponoszą winę za cierpienia uciekinierów, którzy nie zdołali w porę wyjechać. Oni nie tylko nie zorganizowali ucieczki, ale i surowo jej zabraniali. To oni ponoszą odpowiedzialność za późniejszy chaos na drogach, za nędzę panującą w przeludnionych miastach portowych, za śmierć setek tysięcy osób oraz za kalectwa spowodowane uciążliwościami podróży, a na koniec za to, że w ogóle dopuścili do tego, co się stało z Niemcami ze Wschodu.
Obraz doznanych przez uchodźców krzywd byłby niekompletny, gdyby pominięto kwestię ich upokarzającego przyjęcia przez rodaków na Zachodzie. Temat ten poruszano wielokrotnie i potwierdzano fakty. Z reguły przesiedleńcy traktowani byli jak nieszczęście, jak zakłócający spokój natręci, jak uciążliwa kasta. Wypędzona z Prus Wschodnich Hildegard Aminde wspomina: „(...) mieliśmy wysiąść w Poczdamie. Tam nas nie chciano. Nigdzie nas nie chciano. Ludzie umierali w pociągu...".
Rosemarie Jager i Brigitte Jager-Dabek piszą w swojej relacji zatytułowanej Nikt nas nie chciał:
„Rzadko można było spotkać się ze współczuciem w stosunku do uciekinierów... Miejscowa ludność reprezentowała zazwyczaj stanowisko, iż wojnę przegrali uciekinierzy oraz przemaszerowujący przez miasto lub internowani żołnierze".