Imageapitan Andreas Brecher wyszedł z baraku pełniącego funkcję kasyna bardzo późno. W głowie szumiało mu mocno od wypitego alkoholu, jednak zimne mazurskie powietrze ocuciło go nieco, igiełki mrozu zaczęły delikatnie kłuć jego twarz. Przekraczając drzwi zostawił za sobą gwar rozmów i dźwięki muzyki, zanurzył się w zupełnie inny świat. Czerń i srebro. Kolory jego munduru. Teraz były również barwami otaczającej go przyrody. Oczy stopniowo przyzwyczaiły się do ciemności wyławiając coraz więcej szczegółów. Ścieżkę prowadzącą do kwater pokrywał świeży śnieg, przymrozek pomalował korony drzew jasną barwą, mocno kontrastującą z czarnymi teraz pniami. Pokrywający wszystko lód przeistaczał je w fantazyjnie rzeźbione kolumny wspierające wygwieżdżone niebo.

"Jak u Andersena" - pomyślał, "brakuje tylko Królowej Śniegu".

ImageNa chwilę zatrzymał się, podświadomie nasłuchując, czy nie zabrzmi gdzieś głos dzwonków. Odpowiedzią była cisza. Chociaż... Nie dałby głowy, czy od strony miasteczka Marggrabbowa nie usłyszał cichego "dzyń, dzyń...". Błogosławione zapomnienie przywołane kolejnymi sznapsami odchodziło, stopniowo zastępowane powracającymi z nową mocą wspomnieniami. Widział małego Andreasa na sankach w czasie kuligu, starszego ślizgającego się na łyżwach po zamarzniętym jeziorze, jako podchorążego podczas wakacji, wreszcie w mundurze podporucznika SS na polowaniu z Führerem. W takie noce pamięć płatała często figle. Nie chciał wracać jeszcze do swojego pokoju, w tę noc miał ostatnią okazję przejść się po lesie, w którym spędzał dotąd tyle czasu. Jutro odlatywał, być może na zawsze opuszczał swoje rodzinne strony. Zbliżająca się Armia Czerwona wbrew komunikatom Ministerstwa Propagandy stanowiła realne zagrożenie. Oczami wyobraźni widział tych dzikusów niszczących dom, w którym się urodził, rozjeżdżających czołgami kościoły, palących biblioteki.

"Bezmyślni barbarzyńcy" - przemknęło mu przez głowę.

Trzask kroków sylwetki ubranej w mundurowy płaszcz boleśnie wdarł się w ciszę, otoczoną zamarzniętymi pniami drzew. To właśnie na nich srebrne światło księżyca w swym tańcu, rzeźbiło sylwetki rodem z dziecięcych koszmarów. Pod płaszczem poczuł zimne ciarki, wiedział, że nie tylko z dziecięcych. Jednak ta prastara groza, również dzięki niemu, spoczywała teraz bezpiecznie uśpiona w swym kamiennym sarkofagu, do którego klucze już wkrótce zostaną ukryte. Jeden ma dostarczyć osobiście do Berlina, o drugim nie wie nic. Nie, nie obawiał się już tego, co sprawiło, że jego skronie przyprószyła siwizna, dużo bardziej bał się teraz kryjących się gdzieś w mroku sylwetek z gwiazdą na czapce. Zaciemnienie obowiązujące w związku z nalotami spotęgowało jeszcze ten nastrój.

Podświadomie spojrzał w kierunku pokrytych maskowaniem sylwetek samolotów. Z tej odległości ukryte za oszronionymi drzewami prawie nie wyróżniały się, zlewając w jedno z białą powierzchnią lodu. Ostra zima sprzyjała przeprowadzeniu ewakuacji, zamarznięte jezioro stanowiło doskonały pas startowy. Trzeci garb na jego powierzchni... Skierował się w jego stronę, niedbałym ruchem odpowiadając salutującemu wartownikowi.

Zbliżył się do przyczajonej na lodzie sylwetki Junkersa. Gdyby ktokolwiek poznał sekret ładunku, jaki kryje w swym wnętrzu... Wszyscy, którzy wiedzieli zbyt dużo już odeszli. Prawdę zna tylko on i jeszcze jeden strażnik sekretu. Spojrzał na pozostałe maszyny, prawdopodobnie któraś niesie drugą część klucza.

"Boże, spraw, żeby nie trafiły w ich łapy..."

Nawet nie chciał sobie wyobrazić, co mogłoby się stać, gdyby powierzony jemu i drugiemu powiernikowi ładunek trafił w ręce wroga. Pradawnych nie dawało się kontrolować, gdyby tak było Rzesza skorzystałaby z nich w walce z Czerwonymi. Co się więc może stać jeżeli taka potęga wpadnie w ręce bezmyślnych niedouków... Poczuł się przeraźliwie bezradny... Zrobił wszystko co mógł, tylko czy nie okaże się, że było to zbyt mało? Nie miał już duszy, którą mógłby obiecać diabłu za bezpieczne dotarcie przesyłki. Zbliżył się do ciemnej sylwetki samolotu. Obszedł go dookoła. Zaczął się zastanawiać, czy o czymś nie zapomniał... Może coś przy pomniku... Sprawdzał go setki razy, ale postanowił zrobić to jeszcze raz. Dla uspokojenia sumienia... Lekko zataczając się wsiadł do kubelwagena, postanowił skrócić sobie drogę przez jezioro. Ruszył ostro, zbyt ostro, pojazd zatańczył na gładkiej powierzchni, po krótkim zmaganiu z kierownicą Brecherowi udało się odzyskać panowanie nad nim. Spokojnie minął sylwetki samolotów kierując się w stronę drugiego brzegu jeziora. Tam gdzieś w ciemnej plamie lasu stoi pomnik. Postawiony jeszcze w latach dwudziestych, miał być pamiątka plebiscytu. Teraz zyskał jeszcze inny wymiar...

Bardziej wyczuł niż usłyszał dźwięk pierwszego samolotu. Delikatna wibracja powietrza przeobraziła się w wyraźnie słyszalny grzmot, później dołączyły do niej kolejne. Ciemne sylwetki bombowców poczęły zasłaniać gwiazdy, domyślił się, jakie znaki niosą na skrzydłach. Myśl o nalocie rozdźwięczała mu w mózgu, jak wycie syren alarmowych, ostro skręcił kierownicą, samochód zatańczył na lodzie. Około pół kilometra dzieliło go od samolotów, kiedy pokonał połowę dystansu usłyszał pierwszy wybuch. Kolejne następowały coraz częściej, towarzyszący im trzask pękającego lodu i wybuchające gejzery wody otaczały Brechera z każdej strony.

Trzydzieści metrów głębokości"- zdążył pomyśleć, kiedy powierzchnia lodu tuż przed nim pękła, odsłaniając zimną powierzchnię wody. Nie nacisnął nawet hamulca, wiedział, że to nie ma sensu...


Imageej nocy z polowego lotniska pod Marggrabbową nie wystartował żaden samolot. Macie do przeszukania obszar o promieniu jakichś pięćdziesięciu metrów przy tamtych bojach. Chciałbym znać lokalizację każdego samolotu i każdego pojazdu opancerzonego. I jeszcze jedno, nie kozaczyć mi... Wraki macie nanieść na mapę, a nie badać. Jak któryś wpłynie do środka samolotu, to własnoręcznie mu nogi z dupy powyrywam... Z taką głębokością nie ma żartów, już niejeden stąd nie wypłynął..." - głos prowadzącego obóz dla płetwonurków dominował nad gwarem rozmów. Chłopcy schodzili już kilkakrotnie bliżej brzegu i znajdowali sporo pamiątek z czasów drugiej wojny. Powierzchnia pomostu nurkowego zagracona była skorodowanymi skorupami hełmów i resztkami broni.
- "Trenerze, a czego my tam tak naprawdę szukamy" - spytał jeden z młodszych nurków, był tu po raz pierwszy i podobało mu się nurkowanie "w poszukiwaniu skarbów".
- "No Jędruś, może bursztynowej komnaty, kto wie..."

Imagekryci pod betonowymi płytami, związani mocą pradawnej inkantacji czekają...

(Yendrek) This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it." mce_' + path + '\'' + prefix + ':' + addy67504 + '\'>'+addy_text67504+'<\/a>'; //-->